Widziadło

182 25 109
                                    

Siedziałam przy toaletce i ostatni raz poprawiałam włosy. Apatycznie wpatrywałam się w odbicie w lustrze. Nagle włoski na karku stanęły mi dęba.

Wyraźnie czułam czyjąś obecność w pokoju.

Rozejrzałam się szybko dookoła, ale nikogo nie zobaczyłam. Mimo to dziwne uczucie nie mijało. Powoli obróciłam się z powrotem do lustra. Teraz w jego tafli odbijało się coś więcej niż moje odbicie. Druga osoba. Kobieta miała włosy ciemniejsze niż ja, chociaż ich skręt miał identyczny kształt, jak moje naturalne loki. Nieznajoma miała twarz w kształcie serca i duże ciemnoniebieskie oczy okolone czarnymi firankami rzęs. Jej wysoką i smukłą sylwetkę spowijała ciemnozielona suknia. Połyskująca drogimi kamieniami biżuteria dodawała jej królewskiego sznytu. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na mnie.

Wstałam gwałtownie, a stołek, na którym siedziałam, upadł na drewnianą podłogę. Serce biło mi jak szalone.

Nie bałam się, nie o to chodziło. Myślałam, że kobieta może być wytworem mojej wyobraźni, ale podświadomie czułam, że łączy mnie z nią jakaś niewytłumaczalna więź. Już nieraz widywałam tę zjawę, wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, lecz dziś po raz pierwszy niemal namacalnie czułam jej obecność.

Emerencja.

Ten głos rozległ się w mojej głowie. Był ciepły niczym płynny miód. Wiedziałam, że już go nie zapomnę. Domyśliłam się, że tajemnicze słowo to imię kobiety z lustra. Ogarnęła mnie nagła nostalgia, jak gdyby przywołało ono na wpół zapomniane wspomnienia.

– Piękne imię – szepnęłam.

Mrugnęłam, a wizja dobiegła końca. W jednej chwili ogarniające mnie dziwne wrażenie minęło. Otrząsnęłam się i spojrzałam na zegar. Dochodziła dziewiętnasta. Był szósty października, na zewnątrz już się ściemniało.

Podniosłam taboret i ostatni raz krytycznie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Ciemne loki kontrastowały z elegancką białą sukienką, którą na dziś wybrałam. Nałożyłam mocniejszy makijaż, który podkreślił moje niebieskie oczy i jasną skórę. Całości dopełniała złota biżuteria i spinka w kształcie róży, którą upięłam część włosów. Westchnęłam, wsunęłam stopy w nowe buty na obcasie i wyszłam z pokoju.

Od razu wpadłam na Konstancję. Pomimo że byłyśmy siostrami, stanowiłyśmy całkowite przeciwieństwo. Ona była opaloną blondynką, bywalczynią eleganckich przyjęć, kobietą światową i pewną siebie. Zawsze wiedziała, co powiedzieć, w co się ubrać, dokąd się wybrać, lubiła ryzyko i adrenalinę. Ja wprost przeciwnie. Choć chętnie podróżowałam i często towarzyszyłam rodzicom w wyjazdach służbowych, to moją ulubioną rozrywką było spędzanie całego dnia z nosem w książkach albo w towarzystwie najlepszej przyjaciółki.

– Laura! Gotowa? – spytała mnie siostra. – Zaraz zaczną zjeżdżać się goście.

– Tak, właśnie miałam schodzić. Trzeba jeszcze czegoś dopilnować?

– Nie, zajęłam się wszystkim. Ale mama dopomina się, żebyś coś dziś zaśpiewała.

Skrzywiłam się.

– Miałam nadzieję, że tego uniknę... Mówiła o czymś konkretnym?

Konstancja machnęła ręką.

– Nie, ale wybierz coś radosnego, nie żadne smęty. Idź już, ja pójdę po Adama i dołączymy do was.

Skinęłam głową, ale Konstancja już tego nie widziała. Zeszłam po szerokich schodach i podeszłam do mamy, która ostatni raz upewniała się, że wszystko jest gotowe na jej przyjęcie urodzinowe i jubileusz firmy założonej przez mojego dziadka kilka dekad temu.

Tron Pierwszego ŚwiataWhere stories live. Discover now